Jak działają polisy lokacyjne

Na rynku ubezpieczeniowym w Polsce produktów zliczyć nie sposób. Można je dzielić ze względu na to co zabezpieczają albo co dają. Podobnie jest jeśli chodzi o oferty bankowe. Jest jednak pewien produkt, który w rozumieniu prawa nie jest do końca ani polisą, ani też lokatą. Są to tak zwane polisy lokacyjne lub polisolokaty. Czym faktycznie są takie polisy lokacyjne? Sprawa tylko z pozoru wydaje się skomplikowana, bo polisolokata jest narzędziem, które ma dać nam możliwość zarabiania i to (uwaga) bez konieczności płacenia podatku od zysków kapitałowych, czyli ukochanego nad Wisłą podatku belki. Jeszcze niedawno, bo rok temu lokaty bankowe wykorzystywały nie najlepszą konstrukcję ustawy o podatku belki i zwyczajnie pozwalały na to, by tego podatku nie płacić do bardzo dużych sum oszczędzania. W końcu jednak ktoś poszedł po rozum do głowy i zauważył, że można skuteczniej wyciskać z Polaków podatek od ich oszczędności. Prawo i sposób naliczania podatku belki zostały zmienione i okres lokat jednodniowych lub też tych z kapitalizacją dzienną odszedł w zapomnienie. Nie wszyscy jednak złożyli broń i powiedzieli – no cóż Polacy musicie płacić podatek, bo my nic nie wymyślimy. I właśnie w tym miejscu do gry wchodzą polisy lokacyjne. Polisa lokacyjna oferowana jest przez banki jednak jest to forma ubezpieczenia, które ma nam wypracować określony zysk. Nie będę zagłębiał się mocno w konstrukcje i sposób zarabiania na tych poliolokatach, jednak jedno co powinniśmy wiedzieć to to, że zysk na takiej polisie lokacyjnej wypłacany jest w formie premii, a ta z kolei nie podlega opodatkowania, bo nie stanowi zysku. Przynajmniej oficjalnie. Póki co jednak polisy lokacyjne nie cieszą się wielką popularnością i nie słyszy się zbytnio, aby ktoś mocno te produkty promował. A szkoda, bo może okazałoby się, że znów można oszczędzać bez udziału rządu w naszych zyskach.